niedziela, 18 września 2011

TOBAGO... PIERWSZY KONTAKT...

Nie cierpię latać samolotami… zacznę jak Smerf Maruda :). Kolejne godziny spędzone w stalowej rurze pędzącej nad wielką wodą! Tym razem to „tylko” 8 godzin. Tylko? AirBus A 330 nie pierwszej młodości, na co wskazują wytarte napisy na różnych uchwytach, klamkach i… poszyciu zewnętrznym ma za zadanie przenieść mnie na kolejną „wyspę szczęśliwą”… Sądząc po odgłosach, jakie wydaje podwozie podczas kołowania, jakieś stuknięcia, sapnięcia… to bardzo poważne zadanie dla staruszka… Cóż, powiedziało się A, trzeba powiedzieć B… Po Dominice postanowiłem zmierzyć się z krajobrazem, klimatem i … wyobrażeniem stworzonym z opisów i zdjęć wyspy, która jeszcze niedawno, jakieś drobne… kilka milionów lat temu… stanowiła część wybrzeża obecnej Wenezueli, okolic delty Orinoko. Dzisiaj ten okruch lądu, długi na 40 km i szeroki na 20 km, leży w odległości kilkunastu kilometrów od swojej macierzy, ale jego opisy brzmią bardzo zachęcająco dla kogoś, kto kocha bujną zieleń, hałaśliwą dżunglę, ciepłe morze, piękne plaże, cudowną rafę koralową… Zwykłe zamieszanie z wysiadaniem i wsiadaniem pasażerów podczas międzylądowania na innej wysepce, Grenadzie daje przedsmak temperatur. Nie wiem, czy załoga jest tak zimnokrwista, czy ja wychłodzony, ale cały lot panuje w samolocie tak niska temperatura, że spędzam go w polarze, kurtce (dobrze, że je mam) i pod kocem, podczas kiedy oni biegają po samolocie w krótkich rękawkach. Brrrr… Szok termiczny po otwarciu drzwi na Grenadzie jest niewyobrażalny. Wentylacją do samolotu wlewają się tumany mgły. Wyłożenie ręki poza drzwi, bo tylko na tyle na Grenadzie pozwolono pasażerom, sprawia wrażenie włożenia ręki do piekarnika, dosłownie! Powietrze drga od rozgrzanych płyt powierzchni pasa startowego. Po dłuuuugim czasie oczekiwania na spóźnialskich z Grenady, samolot wzbija się na.. 20 minut w powietrze, żeby ostatecznie osiąść na moim Tobago. Moim? To się okaże…


Pierwsze wrażenie… krajobrazowo powtórka z Dominiki! Niesamowicie zielona wyspa, pełna ciemnoskórych rasta, górzysta może nie tak, jak ta pierwsza, ale serpentyny na szosie podobne. Odprawa na lotnisku szybka i sprawna. W zdumienie wprawia mnie informacja, że zabronione jest używanie na wyspie ubrań w tzw. kamuflaż. Grozi to wysokimi karami, do 6 tysięcy dolarów… Dziwne. Wyspa słynąca i reklamująca się jako raj dla obserwatorów ptaków zabrania ubierania się przez miłośników ptaków w typowy dla nich sposób, czyli właśnie w kamuflaż   … Hmmm… Niewielkie lotnisko i równie niewielka informacja turystyczna po drugiej stronie ulicy przed lotniskiem w postaci słusznej postury młodej dziewczyny, sprawiającej wrażenie znudzonej pracą i życiem, pomaga mi w ostateczności ściągnąć auto z wypożyczalni samochodów, znajdującej się... tuż za rogiem ulicy :) W biurze przyjmuje Lady In Red, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zasłony w budzie... przepraszam, ...biurze, dostojna suknia właścicielki tegoż biura o takiej właśnie nazwie jest krwistoczerwona, i taki też okazuje się temperament energicznej starszej pani. Szybko i rzeczowo wydaje dyspozycje cichemu pracownikowi. Ubezpieczenie? Oczywiście, ale i tak jest udział własny, nie ma innej opcji. Kradzież auta? Tutaj śmiech… Na Tobago!!?? Niemożliwe! Łatwo znaleźć, mało ludzi, mało szos, wywieźć nie ma dokąd na handel. Po kilku minutach siedzę w skrupulatnie obejrzanym Suzuki Jimmy. Ruch lewostronny, muszę się znowu przyzwyczaić i przestać zaliczać krawężniki. Dobrze że to auto terenowe :). Pierwszy bankomat wypluwa 1000 dolarów TT, równowartość 500 pln, jak informuje mnie przylatujący błyskawicznie sms z banku w Polsce. Śliczne, kolorowe banknoty… teraz czas je wypróbować. Cold coconuts przy szosie za 4 pln za sztukę. Pewnie poza poboczem wyjdzie taniej, ale pierwszy łyk zimnego płynu z otwartego wprawnie maczetą kokosa rekompensuje potencjalną różnicę w cenie. To rzeczywiście tropiki .

Tutaj kilka słów wyjaśnienia. Wyprawa rowerowa a tutaj luksus samochodu... luksus pewnie i też, ale przede wszystkim konieczność i kwestia bezpieczeństwa. Przyleciałem na Tobago zupełnie „w ciemno”, bez wcześniejszych rezerwacji rowerów, noclegów, itd. Samo czytanie przewodników i wypowiedzi na forach to naprawdę za mało, żeby ocenić prawidłowo realną sytuację na wyspie. Jeżeli okaże się, że wyspa jest podobna do Dominiki, a wszystkie mapy i google maps na to wskazują, a do tego końcówka pory deszczowej okaże się rzeczywiście porą deszczu, można wybić sobie z głowy jazdę rowerami dookoła wyspy. No i niestety, po samochodowym rekonesansie dookoła wyspy... wybiłem sobie rower z głowy. Drogi... niesamowicie kręte i strome. Mimo 500 metrów różnic wysokości, ręce dosłownie bolą od kręcenia kierownicą auta. Non stop jest to jazda zakrętami i serpentynami. Zupełny brak pobocza, pionowa skarpa z jednej strony i przepaść z drugiej eliminuje jakąkolwiek drogę ucieczki z szosy w razie niebezpieczeństwa. Rozjechane na szosie psy, których na wyspie jest całe mnóstwo, pokazują skalę niebezpieczeństwa... Do tego jednak deszcz... nawałnice przewalające się przez wyspę, strugami deszczu moczące turystę od godzin popołudniowych przez nocne. Pogodne okazują się często jedynie poranki do mniej więcej godziny 11. Później zbierają się ołowiane chmury i zaczyna się wodne piekło z nieba. Takie warunki nie sprzyjają wędrówce rowerowej. Pierwsze wrażenie? Wyspa bajkowo zielona! Cała wyspa pokryta jest gęstym kożuchem drzew i zarośli bambusowych. Nie widać plantacji, pól uprawnych, hodowli bydła. Z czego żyją mieszkańcy? Dobre pytanie, na które na pewno będę chciał znaleźć odpowiedź. Biali wyróżniają się kolorem skóry, są zdecydowaną mniejszością. Właściwie to za dużo powiedziane. Są wyjątkami w sklepach czy na ulicy. Tutaj jest jeszcze przed sezonem turystycznym. Dużo obiektów jest pozamykanych. To jeszcze pora deszczowa. Sezon zaczyna się w listopadzie, grudniu. Wtedy na wyspę zaczynają ściągać spragnieni ciepła i Słońca mieszkańcy zimnej północy: Europejczycy i Amerykanie. A dzisiaj? Snują się pojedynczy Anglicy, Niemcy, Rosjanie... i, Polak, budząc swoistą sensację, jeżeli za taką uznać uniesienie brwi recepcjonistki czy właściciela pensjonatu. Polska? Nie, nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek tutaj byli goście z Polski...

Miejsca noclegowe... nie ma ich za wiele na wyspie. Objeżdżając wyspę, widać, że noclegi koncentrują się głównie w południowo zachodnim końcu wyspy, gdzie leży stolica, gdzie jest zlokalizowane lotnisko. Im dalej od tego rejonu, tym drogi węższe, tym miejscowości mniejsze, tym bardziej zmienia się charakter wyspy na bardziej wiejski, sielankowy, spokojniejszy, wolniejszy. Pojedyncze noclegi jako lodge lub pokoje w stylu bed & breakfast pojawiają się w miejscach, gdzie można doszukać się jakiejś atrakcji, najczęściej jest to plaża lub zatoka nadająca się do nurkowania. Ceny? Niestety, nie są to bajecznie tanie obiekty :(. Dzięki temu, że jest to martwy turystycznie sezon, udaje się wynegocjować przyzwoitą cenę z przesympatycznym właścicielem Manta Lodge za porządny pokój ze śniadaniem i dostępem do miłego patio z książkami, telewizorem, WiFi i basenem, regularnie przelewającym się na trawnik i... ulicę po ulewach, które uzupełniają jego zawartość... :). tak, tak, takie tutaj są ulewy... :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz