niedziela, 18 września 2011

POWOLNE RUCHY, POWOLNE ŻYCIE... ;)

Siedzę w wiklinowym fotelu przed recepcją... przechodzący skośnooki, przesympatyczny właściciel wali mnie serdecznie w ramię, śmieje się. Jak oni się tutaj obściskują, walą po plecach, po ramionach poklepują... Ale przede wszystkim ruuuchy, powolne, dostojne, spokojne, bez zbędnej nerwowości, pośpiechu. Na tej wyspie spieszą się jedynie fruwające ptaki i psy, kiedy odda się im resztki z posiłku kupionego z przydrożnego grilla... Ludzie śpią albo siedzą kiwając nogami, bardzo wnikliwie przyglądają się otoczeniu, psy śpią, właściciel lodge przemieszcza się właściwie a nie chodzi... toooootalny spokój i powolność. Kiedy chcesz wyjeżdżać? To było jego pytanie rano. Nie, że doba hotelowa trwa do tej i tej godziny, ale pytanie: kiedy chcesz jechać dalej? :) :) :)...
Trzeba też zwolnić, chociaż nie do końca na szosie. Tutaj rządzą wypasione, tuningowane fury, raczej stare, ale jak utrzymane? Ufff. Przed każdym domem, nawet w rzekach myją te swoje samochody. I co jest prestiżem? Chromowane, srebrne alufelgi. Im bardziej błyszczą, tym są bardziej, no wiadomo... Wczoraj po kolejnym włóczeniu się po wyspie drogami, zaglądaniu do domów przez okna, co z auta nie jest takie trudne, robieniu zdjęć zza mocno przyciemnionych szyb maleńkiego Jimmy ludziom, trafiłem na zawody samochodowe, zorganizowane na zaimprowizowanym torze przy stadionie. Jazda na czas... jakie tam wystartowały auta! Spojlery, owiewki, specjalne światła ( szosa pełna jest aut jeżdżących na wszystkich możliwych reflektorach, głównie przeciwmgielnych, co kapitalnie utrudnia mijanie na wąskich i krętych drogach ;))! Ludzie z szosy siedzieli na burtach pick upów i oglądali zmagania głośno komentując wyczyny :). Kilka kilometrów dalej... niespodzianka - koncert orkiestr stalowych bębnów! Na ogromnym placu zbudowano kilka wiat namiotowych, pod którymi dawały koncert, po kolei oczywiście, lokalne " beczkowe" orkiestry... Grali przede wszystkim dla siebie, bo na placu stało nie więcej niż kilkadziesiąt osób włączając w to członków pozostałych orkiestr.... szerzej opiszę to później, łapię za maskę i biegnę na rafę, widoczną stąd doskonale w promieniach Słońca, którego dzisiaj nie brakuje. Jest niedziela, 10.00 rano, gdzieś gra oczywiście nic innego jak reagge, upał, 32 stopnie w cieniu. Czas się ochłodzić :)Jeszcze tylko żółwik z wysokim, chudym jak tyczka rasta, który wiózł mnie wczoraj na nurkowanie... pokazał najlepsze miejsca do pływania z maską i rurką w zatoce, ale nie mniej ciekawe można zobaczyć wchodząc do wody bezpośrednio z plaży, tak bardziej w bok, pod skały... aaa, jeszcze poczęstunek słodką zawartością dopiero co strąconego kokosa z palmy rosnącej przed wejściem do pokojów hotelowych. Znowu sympatyczny właściciel w akcji z miseczką pełną kokosowych słodkości. Uśmiecha się, częstuje... :) :) :) :)

1 komentarz:

  1. Magia... Olbrzymie płaszki, słodkie kokosy i błyszczące alufelgi ;)

    OdpowiedzUsuń